Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 172.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   168   —

się naprzód, poczuwszy że tu jego miejsce było, Stach go popierał.
Co było ziemian w miasteczku polało się na zamek. Kupa ludzi stojąca pod wrotami przyłączyła się do nich, potém i ci co byli w podwórzu, i ci co za stołem siedzieli.
Gąsior mało komu znany, choć tam siła było godniéjszych od niego do przodowania, sunął już na czele, jakby miał do tego wszelkie prawo.
Goworek z Jaksą stali w przedsieniu, gdy tłum ten zamaszysto wtargnął. Od kilku dni nie było to nowością widzieć ziemian natarczywie upominających się o księcia. Ci przychodzili tak butnie jak żaden. Gąsior począł od tego że tu nie przelewki są, bo księciu grozi niebezpieczeństwo.
— Jakie? — spytał Goworek.
— Oto w téj chwili — począł Gąsior — pan Wojewoda przystał tu z doniesieniem, z najpewniéjszą wiadomością że Mieszek rozesłał ludzi najsprawniejszych aby żywcem czy trupem dostawili mu Kaźmierza.
Naszemu umiłowanemu panu największe grozi niebezpieczeństwo! Ratować, na gwałt! ratować. Niema chwilki do stracenia — a no za późno będzie gdy go uśmiercą lub oślepią!
Goworek i Jaksa strwożyli się w istocie.
— Zkądże? kto tę wiadomość przyniósł? — zawołali.