Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 158.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   154   —

soło razem mięszali się z sobą mnisi i robotnicy.
Ciosano kamienie, rozmierzano belki, Magister z pergaminem w ręku, na którym nakreślony był plan kościoła i klasztoru, chodził rozporządzając ludźmi, tłumacząc się na pół znakami, wpół połamaną mową.
Twarz księcia rozjaśniła się.
— Patrz — odezwał się do niemca — oto najmilsze zajęcie moje! Zastałeś mnie nad malowanemi ich księgami, które mi dały na czas o wszystkiém złém i niedorzeczném zapomnieć! Tu serce mi żywiéj bije patrząc jak się na chwałę Bożą w pustyni świat podnosi! To moje najupodobańsze dzieła!
— Tych dzieł, mając tak rozległe ziemie w ręku, będziecie mogli dokonać więcéj niż teraz — odezwał się Wichfried[1] — Odziedziczycie skarby za które nakupicie ksiąg, będziecie mogli ziemiami ogromnemi uposażać klasztory, sprowadzać ludzi z całego świata. Stworzycie wreście rycerstwo karne z tych poczciwych a warchołowatych ziemian.
Smutnie uśmiechał się Kaźmierz słuchając.
— Ja? ja? — spytał — Wichfriedzie? pochlebco, mów prawdę! Jeżeli surowy Mieszek nie zdołał ich uspokoić i zaprządz do ładu, ty myślisz że ja to potrafię??

Rozśmiał się i ruszył ramionami.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki kończącej zdanie.