Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 155.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   151   —

wnukiem starego Lanfrieda, który u siebie ze szczególną gościnnością młodego sierotę przyjmował, opiekował się nim, a gdy mu na czém zbywało nie żałował swojéj majętności.
Pamiętny tych usług Kaźmierz późniéj wziął do siebie jego wnuka, którego wyposażyć chciał i w Polsce osiedlić.
Stosunki ścisłe dawno ich łączyły, gdy Kaźmierz był wygnańcem opuszczonym; wpłynęły one na późniejszą obu zażyłość. Mieli z sobą niegdyś braterstwo rycerskie, żyli jak równi i druhowie, pozostała i teraz przyjaźń, na którą Wichfried zasługiwał, ale płochy człek nie zawsze na dobre jéj użyć umiał. Byłto powiernik i pomocnik księcia we wszystkich jego tajemnych miłostkach, od których nie odciągał, ale raczéj ośmielał Kaźmierza.
Wichfried lubił życie, pojmował je jako zabawę i rad był ze wszystkiego korzystać, co je mogło uprzyjemnić. Z Kaźmierzem byli niemal jak bracia, choć książe poważniejszego nadeń umysłu, czasem go za płochym i lekkomyślnym znajdował.
Gdy się w kapitularzu znaleźli sami, książe ujmując go za rękę, zapytał powtórnie.
— Wichfriedzie, jakżeś ty mnie tu mógł znaleźć, dla czegoś mnie szukał?
— Jak znalazłem! doprawdy sam niewiem — odparł śmiejąc się niemiec — alem szukał pilno,