Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 135.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   131   —

Stanął przed nim Skarbny, ręce za pas wkładając.
— Źle! co to źle! najgorzéj! — zawołał. — Trupem już słychać! Myślałem że Kietlicz rozumny człowiek, a książe mądry pan, oni wszyscy ślepi, oni głupi są! Oni myśleli, że im wszystko wolno, a nie pamiętali o tém, że kto chce bić, musi mieć dwu do trzymania. — Gdzie teraz ci co będą trzymali? Kto im będzie trzymał? Ci co mieli trzymać, pouciekali!
Żyd się żywo przechadzać począł, Mierzwa słuchał i czekał. Niedoczekawszy się, rzekł.
— Wy myślicie że nam co zrobią? Sług za to nie wieszają gdy panowie grzeszą! Ja mam rozum, to się wyłgam, no — a ja taki swoje, ty masz pieniądze, to się wykupisz!
Juchim po raz drugi usłyszawszy o pieniądzach przyskoczył doń z zaciśnionemi pięściami.
— Co ty mi będziesz o pieniądzach gadał.[1] — krzyknął — ty! ty!
— A! między nami! — rozśmiał się Mierzwa — ja tego na rynku wywoływać nie będę! — Juchimowi oczy świeciły strasznie.
— Ja wyjdę o kiju, z torbą! ja będę żebrakiem — wołał jęcząc.

Uspokoił się jednak po troszę, gdy podsędzia dał mu znak ręką, iż więcéj mówić o tém nie będzie.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; zamiast kropki winien być przecinek.