Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 132.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   128   —

ino, z przed nosa uchodzi. My tu wszyscy niepewni[1]
— Co ty pleciesz? co pleciesz? — zawołał Mierzwa nastraszony. — Co ci się śni? ty stary!
Tak mówiąc, wyszli za wrota zamkowe. Juchim szedł cały drżący z gniewu i strachu.
— Ty bo oczów nie masz! — wołał przerywanym głosem. — Nie mnie, tobie się śni, że co wczoraj było będzie zawsze! Ty tego nie widzisz, że nam ziemia się pęka pod nogami.
A! a! gdy tak pójdzie, nie stanie nas tu wszystkich prędko.
Mierzwa otrzeźwił się i poczynał chmurnieć.
— Co ty gadasz! cóż się tu stało bezemnie? — spytał.
— Pójdź że na miasto — mówił żyd miotając się gwałtownie coraz. — Miasto puste, Biskupa niema, Wojewody niema. Wiesz gdzie oni są? Wszyscy poszli się sprzysięgać na księcia i Kietlicza. Wszyscy! — ciągnął Juchim unosząc się. — Ha! a co będzie z nami? księcia wypędzą — co z nami? Hę! Nas powieszają! Tyś sądził, ty męczył, karał, ja dusił za grzywny[2] — Ha! oni nas teraz zechcą sądzić i dusić! A co my winni? co my winni?
Mierzwa już był odzyskał zupełną przytomność, czuł że rozumny Juchim nie trwożył się darmo.

— Słuchaj, Juchim — odparł kiwając głową — czego się ty boisz! Tobie nic nie może być, bo

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki kończącej zdanie.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki kończącej zdanie.