Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 125.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   121   —

kszy i niepewność rodziła już co daléj czynić przeciw powszechnemu zburzeniu.
Kietlicz pomimo zręczności swéj i zuchwalstwa, mimo gorliwości, żadnego prawie z odebranych rozkazów spełnić nie mógł. Wszystko mu się z rąk wyślizgało.
Z rana nie znalazłszy Biskupa, gdy tegoż dnia obstąpić kazał dworek Leszczyca, pustki w nim zastał, posłani po innych ziemian nie byli szczęśliwsi. Dorota u któréj zasadzkę chciano na Wojewodę uczynić, uciekła. Szczepan był w obozie, nikogo z obwinionych ująć nie było podobna.
Mieszek czekał na wiadomości następny dzień cały, przynoszono mu coraz gorsze, ale nie był to mąż, który by się strwożył niepowodzeniem, lub mógł stracić ducha. W przeciwności równo jak w szczęściu umiał zachować zimną krew i wytrwałością żelazną, stał przy swojém. Myślał co czynić daléj, nad tém co się nie powiodło nie bolejąc na próżno.
Dnia tego jednak, Kietlicza się doczekać nie mogąc, wysyłał po niego kilka razy i sam wyszedł w podwórce, aby swoje siły obliczyć.
Kietlicz wszędzie się znajdując zawiedzionym, nie mogąc dokazać nic, w bezsilném miotaniu się i złości spędził dzień cały. On i jego siepacze pod dowództwem Berezy mścili się na bezbronnych, za tych, których pochwycić nie mogli.
Noc już była, gdy Mieszek raz jeszcze po-