Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 118.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   114   —

kać gwałtu — ale przyboczni tak go zaklinali i prosili, że wreście uległ ich namowom.
Dumny, nieugiętego ducha Gedko, gdy raz zgodził się na to ustąpienie przed księciem, wyrzekł zarazem wyjeżdżając z miasta, iż nie powróci tu chyba z Kaźmierzem, wygnawszy tego, który się nań śmiał porwać.
Przez całą do Tyńca drogę Biskup musiał odmawiać pacierze, aby pohamować w sobie oburzenie. Nie szło mu tyle o siebie, bo gotów był na męczeństwo nawet, ale myśl sama iż się na władzę mu powierzoną targnąć śmiano, zdawała się świętokradztwem.
— Niech więc zejdzie z oblicza ziemi, który śmiał podnieść myśl, jeśli nie rękę na sługę ołtarza pańskiego — wołał w duszy. — Czyn, choć niepopełniony, myśl grzeszna już jest występkiem. Nie mnie ale jego wygnanie czeka!
Gdy u drzwi Opactwa ukazała się gromadka towarzysząca Biskupowi, stał już tu Opat z całym duchowieństwem swém, — z cichém ale uroczystém powitaniem Pasterza.
Gedko na chwilę wszedł z niemi do kościoła, aby się pomodlić u ołtarza i z Opatem razem udał się do przeznaczonego mu mieszkania.
Opactwo Tynieckie od skromnych swych początków wzrosło było teraz w mury, w majętności, dochody i dostatki wielkie. Klasztor się rozprzestrzenił znacznie, zwiększyły budowy gospo-