Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 114.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   110   —

— Biskupa niema? — powtórzył pytanie Kietlicz.
— Niema!
— Kiedyż, jak, dokąd wyruszył?
— Przecie się ojciec dzieciom opowiadać nie ma obowiązku gdy z domu jedzie — odparł ksiądz.
Kietlicz pobladł.
— To nie może być, — zawołał w uniesieniu — to nie może być. Kłamstwo jest! On się ukrywa!
Duchowny nic nie odpowiedział nawet, zwrócił się tylko, jakby rozmowa była skończona, pogardliwie.
Kietlicz wszedł w podwórze i porywczo wprost pobiegł do dworca. Gniew go uczynił zapamiętałym, drzwi począł otwierać gwałtownie, komnaty przebiegał i nieopamiętał się, aż gdy nikogo nigdzie nie znalazłszy, wszedł do pustej kaplicy.
Widok miejsca poświęconego zmieszał go, drzwi natychmiast zatrzasnął, odwrócił się. W dali stał ksiądz i patrzał.
— Dokądże zbiegł? — zakrzyczał.
— Kto zbiegł? — zapytał duchowny.
Kietlicz zmuszony był się poprawić, sam czując nieopatrznie wyrzeczone słowo.
— Dokąd wyjechał?
— Nie wiem — rzekł ksiądz spokojnie.
— Dawno?