Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 104.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   100   —

prawem, choć samowolnie też tłumaczonem i wykładaném różnie; — zakreślano jéj granice. Zbaczać mogli ludzie, lecz źródło niewyczerpane, naprawą błędu, obmycie z niego czyniło możliwém.
Na chorągwi Rudobrodego stało pragnienie potęgi dla niéj saméj, na rzymskiéj krzyż ów, który stał na ziemi, a ramionami niebios sięgał.
Tak samo tu, Gedko stawał w obronie praw ludzkich przeciw samowoli, a za nim duchowieństwo szło całe z owieczkami swoimi. Po drodze więc najpewniejszą wieść znajdowali po probostwach, gdzie już hasło dane się rozległo.
Stach ze wstrętem wlókł się za swoim dowódzcą, który pozbywszy się strachu, i widząc się na swobodzie, w położeniu nowém, niezwyczajném, nabrał już rzeźwości i wesołości lekkomyślnéj. Rycerska zbroja bawiła wdowę, na koniu w orszaku orężnych ludzi, którym rozkazywała raźno jéj było. Stacha już gotową była mianować swym pułkowódzcą i zapowiadała, że jeśli jéj do dworu na Skałach wrócić nie dadzą, puścić się chciała ze swą garścią bodaj na rozbój po gościńcach. Śmiały się jéj przygody, jakie ją spotkać mogły. Płocha niewiasta znowu była we swym żywiole. Ciągniono tak swawolnie dosyć dni parę, Stach się zżymał trzymając na uboczu, gdy nad wieczorem drugiego dnia, u granicy Sandomirskiéj kilku ziemian spotkanych oznajmiło, że Wojewoda Szczepan z obozem i ludźmi swymi leżał już tylko