Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 094.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   90   —

wsze w Krakowie pełno bywało, ale miasto puściejsze było niż zwykle, a ziemianina nigdzie ani śladu.
Około dworu biskupiego przechodząc znalazł go też zamkniętym i jakby pustym, z ludzi zbrojnych, którzy zawsze w dziedzińcach stali — nie zostało i jednego. Ożywiony rynek, wśród którego okoliczne rycerstwo z pocztami, nieraz z tłumnemi dwory, trąbiąc i hałasując się przewijało, stał teraz martwym. Mieszczanie i kupcy z trwogą jakąś od progów domostw rozglądali się w ulicach, w których bardzo było cicho. Mniej też duc ownych[1] widać było niż zwyczajnie i złowrogie milczenie zalegało gród cały.
Ludzie, z którymi się spotykał nie mieli wielkiéj ochoty do rozmowy, nieufnie uchodząc po kątach. Żegieciowi, widząc, że tu nic nie zrobi, na pamięć przyszło, iż z panem swym gościł na Panieńskich Skałach u wdowy Doroty, i że tam ich uprzejmie przyjęto. Z tego, co między ludźmi słyszał, wymiarkował, iż tamby się albo ukryć można, albo prosić o pomoc jakąś.
Niewiele myśląc, choć odarty i niepozorny, w nadziei, że mu tam zaufają, puścił się do dworu na Panieńskiem. Na pieszą przechadzkę był to kawał drogi, ale wozy włościańskie szły w tamtą stronę, Żegieć się przysiadał, wpraszał i tak się dostał do dworu Doroty.

Tu także pozamykane było, i puściej niż da-

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – duchownych.