Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 032.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   28   —

Wieczór późny już był, nikomu jednak na sen się nie brało, a sam książe najmniéj o nim myślał.
Z tych opowiadań gdy do historyi dawnéj przyszło, a Opat o Francyi mówić począł kroniki swe stare przywodząc, westchnął Kaźmierz i bolał nad tém że nie spisywano ich w kraju jego, który téż miał starożytne swe dzieje, ale na ustach ludzi, w podaniach się tylko błąkające.
— Oto dla was zadanie — odezwał się do skromnego kleryka — gdy da Bóg, czas po temu mieć będziecie, abyście nam téż dzieje nasze spisali.
Oczy spuścił skromnie Wincenty.
— Nie na moje to siły — rzekł cicho.
— Zatém sił przybierajcie! — przerwał ksiąze — bo ja to kiedyś na wasze włożę ramiona i będziecie musieli spisać co nie ujęte pismem marnieby przepadać musiało.
Duchowni oba skłonili głowami potakując, gdy we drzwiach ukazał się Prandota, który na chwilę się był oddalił. Dał znak jakiś księciu, a ten wyrozumiawszy wstał Kaźmierz i choć nie nadeszła była zwykła rozstania godzina, niespokojnie począł żegnać swych gości.
W tejże chwili we zbroi rycerskiéj i płaszczu, hełm zdejmując z głowy, w progu się ukazał średnich lat mężczyzna.