Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 020.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   16   —

ich domyślił. Mówiła cicho ale żywo, gorąco, natarczywie, rękami przebierając, głową zwracając, postukując kijem, który trzymała w ręku. Książe szybko skinieniem głowy tylko jéj odpowiedział i cofnął się od okna.
Właśnie podkomorzy książęcy Prandota, mąż podżyły, rumiany, wesołego, pełnego oblicza wszedł był z pokłonem ręką ku wielkiéj izbie wskazując, w któréj wieczerzę podano.
Uśmiechnął mu się książe i postąpił zaraz ku progowi, w izbie Henrykowéj przez którą przechodził ledwie czas mając rzucić okiem na drogie pamiątki po bracie, o którym nigdy nie zapominał. Owa stojąca zbroja Henrykowa, zawsze mu jakby żywy obraz jego stawiała przed oczy. Pamięć dopełniała wizerunku; płaszcz biały krzyżowca, który zbroję okrywał powiększał złudzenie. Pokłuty on był strzałami, zapylony i przypominał wyprawę z niemcami i Ludwikiem francuzkim, na którą tak gorąco Bernard święty powoływał.
W izbie wielkiéj cały dwór męzki był już zgromadzony, na czele stali opat Cystersów Lucyusz, miłego oblicza mnich, który z przybyłemi z Francyi braćmi właśnie się osiedlał nad Wartą, daléj czarno zarosły a chmurno patrzący scholastyk Lambert, który nauki miał więcéj niż zdradzał, bo małomowny był; wreście za niemi niewielkiego wzrostu, w sukience czarnéj obcisłéj,