Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 272.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   268   —

ozdobą nowéj siedziby. Roiła że tu dwór księcia i mnogich gości dostojnych przyjmować będzie.
Wichfried po trosze utrzymywał ją w tym błędzie, prawdy nie mówiąc, a spodziewając się ciągle księcia ściągnąć do niéj. Łudziła się więc niemal codzień oczekując jego przybycia, każdego wieczora stroiła się do niego. Niemiec różnemi przeszkody nieobecność tłumaczył.
Dnia tego już mu wykłamać się trudno było. Szedł więc powoli po głowie szukając czém ją zbędzie i gniewy jéj rozbroi. O téj porze co dnia i teraz wszystko było pogotowiu. Wdowa przechadzała się po izbach rozkazy,[1] dając swym dziewczętom, które strojne téż wyglądały przybycia pana.

Piękna jeszcze Dorota, choć lata już ją nieco ciężką i otyłą uczyniły, miała nie ów wdzięk młodości, który obudza zachwyt i cześć, ale drażniący powab dojrzałego owocu, narzucającego się ustom spragnionym. Białe jéj ramiona odsłonione nieco, obejmowała dnia tego jedwabna suknia w lazur ze złotem tkana, z wzorzystéj tkaniny wschodniéj. Z pod rękawów jak utoczone, śnieżne, wypieszczone wysuwały się ręce, złotemi obwieszone pierścieniami. We włosach miała czółko kamieniami sadzone, na szyi splot cienkich łańcuszków. Twarz, gdyby nie namiętne jéj poruszenia, które każdy szelest wywoływał, jeszczeby miała wdzięk rysów prawie młodzieńczy, tak

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; przecinek winien poprzedzić słowo rozkazy.