Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 271.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   267   —

— Miłościwy panie, — z wymówką począł Wichfried — jam ufność waszą postradał, nie wszystko wiem, przeto niewiele mogę. Sprawa to jest drugiéj niewiasty.
Kaźmierz popatrzał nań zarumieniony i głową wzruszył.
— Czas płochych zabawek minął dla mnie — rzekł powoli i smutnie, starszym jestem, spokoju pragnę.
Po rozmowie téj niemiec widząc że mu się książę zwierzyć nie chce, urażony nieco, nieśmiejąc jednak czynić wymówek, postał jeszcze chwilę, zagadał o łowach, o rzeczach obojętnych i wyszedł dając uczuć księciu że się czuł pokrzywdzonym. W progu już Kaźmierz go uderzył po ramieniu i rzekł wesoło.
— Druhem mi bądź jak byłeś, ja ci serca nie odbiorę!
Tak się rozstali, niemiec pokłoniwszy się, wyszedł zniechęcony i gniewny, postał w sieni i po namyśle pociągnął do wdowy...
Dorota mieszkała już w swym nowym dworze, łudząc się i przygotowując ciągle do powrotu księcia. Nowe mieszkanie swe z pospiechem wielkim przybrała we wszystko czego jéj mógł dostarczyć skarbiec pański. Przepych tu był większy niż w spalonym domu, bo Dorota ściągnęła co jéj pozostało na Skałach. Sama zajmowała się w początku przybieraniem, rozstawianiem,