Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 270.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   266   —

parł książę — zwyciężyłem się. — Widzieć jéj niechcę.
Wichfried przeszedł się po izbie.
— Ta niewiasta zginie marnie! miłością wielką przywiązała się do was!
— Wichfriedzie — przerwał książę — spokój mój szanuj!
— Dla spokoju waszego począłem o tém — odparł niemiec — niewiasta gwałtowna jest, wszystkiego, nawet zemsty po niéj spodziewać się można.
Namarszczył się książę.
— Strachem mnie nie weźmie nikt! — rzekł. Wiem co się u niéj dzieje, na gachach tam nie zbywa, jest pocieszać komu.
— Nieprzyjaciele potwarze prawią!
— Przyjaciółmi memi są co mi oczy otwierają — rzekł Kaźmierz.
Niemiec zmuszony, przestał na tém, nie szedł jednak.
— Nie ciągnę ja ani namawiam was — dodał po przestanku, — aliści łatwiéj by te więzy zwolna było potargać, niż nagle. Raz lub dwa szedłbyś książę pocieszyć ją, uległaby słowu rozumnemu. Dziś rozpacza i rozum traci.
— Stokroćby mi było trudniéj powoli więzy te kruszyć — odpowiedział Kaźmierz — postanowiłem nie widzieć jéj, spokojny jestem; ty jako druh mój, reszty dopełnij.