Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 249.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   245   —

— Nigdy żadnego nie miała — odparł stary sługa.
Nadchodzili już dworzanie.
Książe rzucił mu pieniądz i słowo[1] — Będę u niéj.
Służba chciała starego odepchnąć, gdy Kaźmierz rzekł.
— Dajcie mu pokój, z żałobą do mnie szedł — niech odejdzie z Bogiem.
Ustąpił Hreczyn, lecz choć mu się tak powiodło szczęśliwie, jak struty do dworku powrócił. W sumieniu mu było ciężko, obawiał się o panią, niósł wieść która jak kamień ważyła. Gdy wrota zaskrzypiały, Jagna okiennicę odsunąwszy, głowę nachyliła z pytaniem.
— Hreczyn? z niczém?
Czekała pół żywa na odpowiedź, pierś cisnąc ręką.
— Z niczém? — powtórzyła.
— Sprawiłem coście kazali — rzekł sługa.
Krzyknęła z radości.
Stało się wnet czego niewiasty służebne zrozumieć nie mogły. Od czasu przybycia do Krakowa, Jagna nie myślała o stroju, chodziła w sukni jednéj, odziana ubogo, niewiedząc co na siebie brała. Nagle dobywać kazała ze skrzyń suknie, chusty, gzła szyte, wszystko co miała najdroższego.

Siadła każąc czesać i splatać włosy, które po-

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki kończącej zdanie.