Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 246.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   242   —

jabym ci nogi całowała! Ty nie porzucisz biednéj! ulitujesz się — mów?
— Nie porzucę — rzekł Stach.
— Idź do niego, oznajm mu o mnie...
— Ja nie mogę — odezwał się cicho[1] — Poznaćby mnie mógł. Mnie dla niego na świecie niema. Ja jestem — policzek! Pókim ja żyw on skrzywdzony.
Słów mu zabrakło.
— Tak! — odparła Jagna — ty jesteś policzek — ty iść nie możesz.. Hreczyn mój pójdzie do niego, wrzekomo z żałobą, z poselstwem odemnie. Wichfriedowi o mnie ani słowa! Rozumiesz! Niemiec wróg mój bo z wiedźmą trzyma.
— Czyń co chcesz — rzekł Stach — mnie i tak inne sprawy wołają, muszę precz.
— Ale powrócisz — przerwała Jagna chwytając go za rękę[2] — Oni mnie gnać ztąd i palić zechcą i zabijać może, trzeba byś przy mnie był. Wiedźma ustąpić musi albo ja umrzeć.
Nie sprzeciwiając się więcéj, Stach milczał.
Tegoż dnia zawołała do siebie Hreczyna, który dla niéj na wszelką usługę był gotów.

— Pójdziesz na zamek — rzekła mu — po co chcesz, z czém ci się zda, z żałobą do pana, po jałmużnę. Będziesz tam stać i czekać dopóki mu nie rzucisz w ucho że Sciborzanka tu jest, w tym dworku — i czeka na niego.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki kończącej zdanie.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki kończącej zdanie.