Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 245.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   241   —

— Nie zlękniesz się?
Potrząsł głową[1] — Tak i powinno być — dodał — za to żem cię miłował, zapłacisz mi! Na taką płacę od niewiasty człek zawsze musi być gotów!
Jagna ręce załamała.
— Każ mi czynić co chcesz — poczęła — posłucham, tylko mi nie mów abym się go wyrzekła, gdy chce powrócić do mnie, bo umrę! Każ mi lepiéj zaraz umierać! Zabij sam nie powiem nic[2]
Stach znękany upadł na ławę. Jagna twarz zakryła rękami, potém pobiegła do wody, wychyliła kubek chciwie i wróciła wpatrując się w niego, rozgorączkowana i drżąca!
— Wyrwać go trzeba téj wiedźmie! — poczęła szeptać — to ja tylko mogę! ja zrobię!
Nie słuchał prawie Stach, pogrążony w sobie, zachwiany, przeklinając życie. Tak chwilę długą przesiedział walcząc i jęcząc, niewidząc stojącej ciągle przed sobą.
— Dotrwam mu wiernym! — rzekł w końcu do siebie — choćbym i sromu się napił. Taka dola moja! Srom mu dam na ofiarę za życie!
Ręką spotniałe otarł czoło.
— Cóż ty chcesz abym czynił — odezwał się słabym głosem.
Jagna padła przed nim na kolana.

— O! ty dobry człowiecze — krzyknęła —

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki kończącej zdanie.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki kończącej zdanie.