Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 240.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   236   —

łośnicą, ale żoną, gdy jeszcze innéj nie miał. Ta druga, choć ksiądz błogosławił, nie będzie mu tą, co pierwsza! Gdyby go nie zmusili, nie porzuciłby jéj, byłaby dziś z nim na zamku panią! Gdyby nie czary niepoczciwe nie wydartoby jéj Kaźmierza — wiedźma ohydna! Tak — ja mu byłam wszystkiem, nie zapomni nigdy o mnie.
Nie okłamałam was, że w sercu trupa noszę, bo on dziś trupem dla mnie. Dlatego, że on mi miłym choć zmarły, niechciałam ci być żoną, tylko siostrą i służebnicą.
Tak! wiesz wszystko! rób co chcesz!
Stach stał skamieniały, twarz mówiła jak cierpiał, męczył się nie mogąc odpowiedzieć, nie wiedząc co powie. Jagnę litość zdjęła może, zmierzywszy go oczyma, łagodniejszym poczęła głosem.
— Gniewu na mnie nie możesz mieć! Wstydum ci nie zrobiła! Fałszum nie powiadała, nie obiecywałam nic.
— Alem ja żyjąc z tobą, jak pies się przywiązał do ciebie! — zawołał Stach — a to, nic?
Zarumieniła się Jagna, łzy jéj stanęły w oczach, strzepnęła rękami.
— Jam temu nie winna! — rzekła ciszéj.
Stach rzucił się na ławę, myślał mówić jéj wszystko, czy taić? oznajmić, że książe pytał o nią i szukał, czy nie?
Zdało mu się lepszém nie kłamać.
— Niedarmo niemiec się tu przywlókł — odezwał