Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 239.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   235   —

wyśledzi, niemiec wyszedł, klepnąwszy Stacha po ramieniu i obiecując mu opiekę swą.
— Sprawcie się dobrze! nie mówcie o tém nikomu, przynieście mi wieść co rychléj.
Po wyjściu niemca, Stach stał jeszcze z oczyma w ziemię wlepionemi, w rozpaczy i obawie, rozmyślając co uczynić, gdy Jagna wpadła z oczyma zaiskrzonemi.
— Czego on tu chciał, ten poseł szatana? — zawołała stojąc w progu — ten niecny stręczyciel? niemiec ten przeklęty. Noga jego niepowinna nigdy przestąpić drzwi tego domu. On tu? on z wami? Czy i ty już jesteś przyjacielem wiedźmy! Ty?
Stach patrzał na nią z politowaniem i grozą, słowa mu paliły usta, a mówić nie śmiał.
Przedłużone to milczenie, do którego nie nawykła u Stacha, zmieniona twarz, gniewne oczy dały Jagnie do myślenia. Zaczęła ostygać, przystąpiła doń szarpiąc go za rękaw.
— Mówże! — zawołała.
— Tyś się taiła przedemną! — wybuchnął Stach. — Wiem teraz wszystko! Wichfried mi przyszedł powiedzieć, że Jagna Sciborzanka była miłośnicą Kaźmierza!
Jagna słuchając zbladła, ale wnet krew ją oblała.
— A tak! — odpowiedziała — Jagna się tego ani zapiera, ani wstyda. A tak! była mu nie mi-