Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 238.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   234   —

Pomyślawszy Wichfried schylił mu się do ucha i szepnął.
— Córka Scibora ze Sciborzyc!
Stach pobladł strasznie, zmieniło mu się lice. Zamilkł osłupiały. Potrzebował długiéj chwili, aby przyjść do siebie. Spadła mu z oczów zasłona. Los chciał, aby ta, do któréj się przywiązał, należała właśnie do tego pana, dla którego przysiągł wieczną służbę i ofiarę.
Pomięszany słowa rzec nie umiał, Wichfried widząc go drżącym i bladym, patrzał zdumiony.
— Co wam? przebąknął. Wiecie co o niéj?
Stach pospiesznie głową potrząsł, nie chcąc się zwierzać Wichfriedowi. Niemiec ciągnął daléj poufnie.
— Choćby Sciborzanka tu gdzie się znalazła, oddalić ją potrzeba, nowa tylko bieda z tego urośnie. Biskup i tak już za jedną Kaźmierza prześladuje, gorzéj będzie z dwiema. Dorota z Tęczyna lepiéj mu przystała, bo niewiasta rozumna i ostrożna, ta zawsze szaloną była.
Mówił tak długo, a Stach przychodząc do siebie, słuchał nie odzywając się, naostatek oświadczył, że dowiadywać się będzie. Wstał Wichfried.
— A gdy się o niéj dowiecie, radźcie na to — dokończył — aby sobie ztąd szła, bo z Dorotą dla niéj wojna niebezpieczna!
Zaleciwszy, aby mu znać dał do zamku co