Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 236.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   232   —

szy i nasypał w dość obojętnie nastawioną dłoń sługi.
— Smocze — rzekł odchodząc — ty mi będziesz potrzebny.
Z inną twarzą, ale z niemniejszym niepokojem wrócił książe do izby, mówiąc w duchu.
— Wszyscy pono o niéj wiedzieli prócz mnie i Wichfrieda!
Litość budziła się w sercu, stare wspomnienia wracały żywe. Chciał wiedzieć o niéj więcéj, wszystko, pomódz, ratować, pocieszyć, ale stał na świeczniku, jak mówił, krok jego każdy był śledzonym. Ludzie wszystko mogli za złe tłumaczyć? Goryczy panowania i niewoli jego nigdy nie uczuł mocniéj. Potrzebował rozmysłu i ostrożności.
Nie dano mu nawet postanowić co czynić, gdy już Żyra i Jaksa ze sprawami większemi nadeszli.
Wichfried tymczasem myślał także, czyby mu zaspokoić księcia nie było bezpieczniéj. Sam dowiadywać się ani mógł, ani chciał; ludzie których się radził kogoby użyć w pewnéj sprawie poufnéj, nastręczyli mu Stacha z Przegaju, powiadając (co nietajném było), że biskupowi posługiwał w ważnych rzeczach i człek był przebiegły. Szukał go na zamku i doszedł zaraz, że przy skarbcu służbę opuścił. Rajec mu wskazał jego mieszkanie.
Z południa niemiec już do wrót stukał. Stach, który znowu na Szląsk gdzieś z poleceniem od