Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 207.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   203   —

patrzał znacząco na Wichfrieda jakby go chciał oddalić, a choć rozmowa sam na sam z Gedką zawsze Kaźmierzowi przykrą była, bo przychodził często z napomnieniami i strofowaniem — musiał skinąć na niemca aby odszedł. Choć niechętnie Wichfried się miał ku drzwiom.
Gedko zasiadł w krześle i dłonią podparł zamyślony, twarz miał zmienioną, wejrzenie niespokojne.
— Złe wam wieści przynoszę — odezwał się zwolna — więc nie spieszę z niemi; choć nigdy zawcześnie ich mieć nie możecie, dla odwrócenia złego...
Mieszek, niespokojnego ducha, choć go już lata przywieść były powinny do upamiętania, nie daje nam tchnąć. To co w Łęczycy chciał wyprosić, teraz myśli wziąć siłą. Zabiera się już zajeżdżać Gniezno wasze i Wielkopolskę. Wy, miłościwy książe, zdajecie się dotąd o tém nic niewiedzieć, bo nic nie czynicie. Gniezna bronić trzeba. Poznania, Ottonowi go dawszy, nie można mu pozwolić odbierać.
Spojrzał na księcia, który stał ani zdziwiony ani poruszony tą wiadomością — słuchał spokojnie.
— Ja mam doniesienia pewne — potwierdził Biskup — przychodzę pytać co czynić myślicie?
Książe wahał się dosyć długo z odpowiedzią. Gdy szło o rzeczy sumienia i przekonań, pan ten