Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 184.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   180   —

— Miłościwy panie — rzekł — gdy baba garnek rozbity bierze, i chce w nim gotować a z garnka się poleje, ja niewiem czy baba winna czy garnek? Ja niewiem nic — co ja mogę wiedzieć! tylko to jedno znam, że Mierzwa był garnkiem rozbitym, a wasza miłość mogliście to widzieć!
— Samiście mówili za nim! — odezwał się Stach.
Juchim długo pomyślał, zmarszczył się, zdawał chcieć przypominać i zakończył — I tego ja niewiem. Za nikogo nie ręczę, nawet za siebie, miłościwy panie, broń Boże nieszczęścia! Człowiekowi skóra swoja droga!
Zbyty tak dwuznaczném powiedzeniem Juchima, Stach tém był niespokojniejszy. Ufał tylko w swą dobrą gwiazdę że mu się uda zasiąść gdzieś na czaty i, choć miał do czynienia z bardzo przebiegłym człowiekiem, wyśledzić go i podpatrzeć.
Myśląc o tém nazajutrz jak się do Raciborza niepoznanym dostać, Stach szedł właśnie na miasto ku targowicy, gdzie była gospoda kupców cudzoziemskich. W chwili gdy przechodził, gromada ludzi skupiała się około dwóch włochów z Lombardyi od Werony, ze skrzynkami na plecach, z kijami w ręku, stojących pośrodku. Szedł naówczas już handel ten przez Alpy, nad Ren, zkąd się dostawał do Frankonij, Erfurtu, Magdeburga, a ztąd do Czech i do Polski. Lombard-