Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 176.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   172   —

Mierzwa wprawdzie postawiony na straży, nic nie donosił, ale Stach miał go już za zdrajcę, i w zapale swym dla księcia, ofiarował się sam do Raciborza jechać, śledzić i wywiadywać. Gedko, któremu się przykrzyły doniesienia, zganił mu zbytnią obawę i podejrzliwość.
Wracał więc smutny, a pomnażała utrapienie myśl o téj nieszczęśliwéj Jagnie, do któréj się przywiązał jak do jedynéj istoty, która bliższą mu była.
Śmieli się z niego towarzysze, widząc go ponurym, a odgadując szydersko co mu w Łęczycy sadła za skórę zalało?
Nawykły do znoszenia drwin spokojnie, Stach już nic nie odpowiadał na nie, lub się z nich pogardliwie uśmiechał.
W podróży do Krakowa, książe polował po drodze, puszczali się z nim ochotnicy aby łowów użyć, po których tęsknili, Stach przy wozach zostawał, zobojętniawszy i na tę dawniéj miłą rozrywkę. Sam on teraz w pokutniku biednym, starego wesołego nie poznawał Stacha. Jedyną pociechą dlań było iż dla tego pana pracował, którego dobroci wielkiéj życie był winien.
Myśląc o tém przez drogę a niepokojąc się, postanowił ze swego urzędu na zamku, który mu teraz mniéj był potrzebny uwolnić się, aby mieć swobodę śledzenia „czarownicy“, czuwania nad Mieszkiem i pilnowania Jagny. Potém co słyszał