Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 169.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   165   —

i uspokoić ich... Czasowo wszystko zawiesić, bo i pora i miejsce do roboty najgorsze.
Książe westchnął. — Rzucaćbym myśli nie chciał, — rzekł, — dałaby pokój i zgodę.
Arcybiskup odpowiedział. — Zostawcie to dogodniejszemu czasowi. Kietlicza wspomnienie nadto jeszcze żywe: niech się to zatrze... Jak kamień w wodę rzućcie myśl waszą miłościwą. — Niceście nie ogłaszali, odwoływać nie potrzebujecie..
— Nie chcę by Mieszek mnie przypisał to iż go odpychają — rzekł Kaźmierz.
— Świadków mnogich macie tego co się działo — odezwał się Zbisław, — przeciw wody płynąć nie można — czekać musicie!
— A! — rzekł książe smutnie — czekanie to dla mnie ciężkie i boleściwe; walka ciągła, niepokój wieczny, bo Mieszek nie da się uspokoić. — On czekać nie będzie.
W tém Gedko przerwał.
— W walce téj, jeśli ją wznowi Mieszek — Bóg sprawiedliwy — może się on doczekać kary i końca. Sił niema do niéj — skończy się z nim jak z Władysławem.
— Dano im Szlązk — rzekł Kaźmierz, — Mieszkowi bym oddał chętnie jego dzielnicę.
— Dziś nie pora! nie pora! — zawołali razem Arcybiskup i Gedko.
Narada, na któréj w istocie mało co uradzono, dość długo trwała; książe wyszedł z niéj uległszy