Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 166.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   162   —

mach przyprowadzić do skutku. Oba oni Kaźmierza zwali po cichu przywłaszczycielem. Mieszko szląskim bratankom połowę państwa dać obiecywał, jeśliby Kaźmierza wygnać się udało.
Ażeby tego dokazać, potrzeba było wprzódy, choć kłamaną pokorą, zdobyć Wielkopolskę, a potém jawnie powstawszy iść ze szlązkiemi na Kraków. Spisku tego prawy Kaźmierz, ani się mógł domyślać, ani oń posądzać. Korzono się przed nim, uznawano władzę, kłaniano mu się, aby z rąk jego broń wyrwać, z którą się na niego miano obrócić. Kaźmierz tymczasem ubolewał nad nieszczęśliwym sprawy wielkopolskiéj obrotem i myślał jak złagodzić rozdrażnienie a Mieszka zaspokoić. Chciał mu oddać Poznańskie, nawet Gniezna nie zachowując dla siebie, byle sumienie uspokoić.
Gdy siedzieli tak w izbach zamknięci, ten i ów przybiegał z doniesieniem, co się między ziemianami działo. Mikołaj Lis, Chmara, stary Żyra, który przybył z Leszkiem, wysuwali się po kolei w podwórca, i wracali donosząc co słyszeli. Choć każdy inaczéj to rozumiał, a Chmara wszystko w śmiech obracał, zaprzeczyć nikt nie mógł że umysły były wzburzone, Mikołaj otwarcie księciu wyznał, że mu zrzuceniem grożą.
Gdy jedni się oburzali, drudzy trwożyli, Bolko który piwa tego nawarzył, choć chmurny chodził, w duszy się wcale tem nie martwił może.