Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 163.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   159   —

Wszystkiego tego Zbisław wysłuchał cierpliwie — nic nie odpowiadając. Wreście Skórze i towarzyszom przebrało się narzekań, chcieli posłyszeć słowo pasterskie, poczęli się łokciami trącać, nakazując milczenie — i zamilkli.
Zbisław namyślał się długo.
— Nowe mi rzeczy prawicie — odpowiedział. — Mnie to téż równie jak was obchodzi. Kto w Poznaniu ten i w Gnieźnie będzie panem, a jabym rad siedzieć, Boga chwaląc, spokojnie. Kto to wam powiadał? Czy wam to objawił książę?
Spojrzeli po sobie.
— Gadają wszyscy, huczą, trąbią! — rzekł Skóra.
— Lecz zkądże to wyszło? — rzekł Arcybiskup — bo ja o niczém nie wiem. Żeby to prawda być miała, pobożny, dobry pan nasz Kaźmierz, przed ojcem swym duchownym, przedemną, który tu przecie pierwszym jestem — coś by o tém powiedział. Kto wam to przyniósł?
Skóra i inni żwawo się z sobą zaczęli sprzeczać.
— Dobromir.
— Jako żywo, nie ja! klnę się!
— Sławek.
— Jam się od Mirosza dowiedział.
Po nici porwanéj do kłębka dojść nie było podobna. Arcybiskup czekał aby się to wyjaśniło, a wyjaśnić się nie mogło.
— Moje dzieci — rzekł — prosta rzecz, po-