Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 162.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   158   —

Kaźmierzowi wypowiadać posłuszeństwo. Huczano straszliwie. Około zamku przyboczna straż Jaksa, Mikołaj Lis, Goworek, Żyra, Chmara i co było Kaźmierzowi wiernych, musieli stać, aby rozdrażnieni Krakowianie istotnie się do jakiego zuchwałego nie rzucili kroku.
Gdy się to działo na zamku, Wielkopolanie do Tumu śpieszyli do Zbisława, który mało co jeszcze o wszystkiem wiedział. Wyprzedził ich jednak wysłany przez Gedkę, dziekan Pełka, brat Mikołaja Lisa, wioząc przestrogę, by Arcybiskup starał się ziemian uspokoić, gdyż nader zuchwale sobie poczynali z Biskupem.
Gdy się około Tumu zjawiło poselstwo, Arcybiskup w kościele był na modlitwie, kazano im zaczekać, rachując może na to, że ostygną. Potém zasiadłszy uroczyście na tronie dla siebie przysposobionym, w płaszczyku złocistym (jaki wówczas nosili biskupi), Zbisław wpuścić ich kazał. Gedko powagą swą, postawą, powierzchownością pańską mógł wrazić ludziom uszanowanie, Arcybiskup świątobliwy, pobożny, spokojny starzec, nie unoszący się nigdy — trzymał zawsze owieczki swe w téj odległości od siebie, iż sporu z sobą nawet nie byłby dopuścił.
Wiedząc już o rozdrażnieniu, przyjął wchodzących po ojcowsku. Skóra, któremu się powiodło z Gedką, pierwszy wystąpił ze skargą, narzekaniem a nawet i groźbą.