Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 161.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   157   —

inaczéj śpiewał, na Kaźmierza powstawał i ziemianie go pilno słuchali.
— A dawnożeście to — przerwał mu Stach — w Sandomirzu Kaźmierza na rękach nosić chcieli gardłując za nim. Cóż wam uczynił iż nań szczujecie teraz?
— Co? jeszcze się pytasz? — zawołał Gąsior. — Co uczynił? on tu sobie myśli panować bez ojczyców, a ziemie rozdawać jak mu się zamarzy? Niedoczekanie jego, z braćmi Wielkopolany pójdziemy, zrzucimy go aby drugich rozumu nauczyć. Zrzucić! o książąt łatwo!
Śmieli się niektórzy, Gąsior prawił.
— Jest w czém wybierać. Władysławowicza którego wziąć, szlązaczki ubogie, będzie nam to służyło jak zechcemy.
— Człowiecze! ale cóż ci Kaźmierz winien? — wołał Stach.
— Co? mnie... nic — rzekł Gąsior — a choćby i nikomu nie winien był nic? a gdyby nam trzeba było okazać co ziemianie, ojczyce mogą? Ot tak! na grozę drugim — albo to coś nie warto?
Wziął się w boki.
— My tu panami, nie kto? My! Znajcie nas, skurczybyki!
Że beczki stały otworem, a czerpano z nich obficie, więc pod wieczór tak się zawzięło ziemiaństwo iż bodaj na zamek już ruszać chciało,