Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 160.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   156   —

naradzano, kogo na miejscu Kaźmierzowém posadzą.
Nieliczni obrońcy księcia strwożeni, rozproszyli się, niewiedząc już co począć. Chmara, jeden zszedłszy się ze Stachem na uboczu, śmiał się.
— Niechbo się wykrzyczą — mówił — pójdzie im to na zdrowie. Z hałasu tego, jako żywo, nic nie będzie. Gdzie który guza oberwie, dzbanek jaki stłuką, a żeby się mieli na księcia albo na Biskupa porywać — e! do tego daleko!
— Zbyt ufnym być nie można — odparł Stach — coś radzić trzeba.
— A najlepiéj nic — rzekł Chmara, — jak się im nikt przeciwiać nie będzie, wyszepczą się jak raki. Miły Boże! ja ich znam. Gdyby ich Biskup nie prowadził i nie zmusił do wystąpienia, oni byliby i na Mieszka krzyczeli, a nie zrobiliby mu nic.
— Teraz do prowadzenia, — rzekł Stach — mieć będą zamiast biskupa, braci z Tęczyna, którzy Kaźmierza nie lubią, znajdą i innych. Zawierucha łatwo się zerwać może.
Pobiegł tedy Stach.[1] Chmarę porzuciwszy, aby, gdy sam nic nie zdołał zrobić, pilnować przynajmniéj co się gdzie będzie działo.

Ten sam Gąsior co w Sandomirzu tak za Kaźmierzem obstawał, podbudzając ku obronie jego, znalazł się i tu ze swą gębą wyprawną, ale już

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; zamiast kropki winien być przecinek.