Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 159.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   155   —

bo nie pożyje długo i znowu nowe sitko na kołek. A tu się ludzie przytém pożywią, nowy pan, nie jednemu kabat nowy!
Mikołaj jakby nie słyszał tych żartów, surowo przemawiał.
— Niesłuchajcie warchołów płochych, dobrze żeśmy pod dachem, nie leźmy dobrowolnie na słotę.
— Prawisz tak — przerwał mu Dobrogost z Tęczyna, — bo i ty i brat twój, co przy biskupie jest, oba Biskupowi służycie, jego piosnkę śpiewacie.
— Nie — odparł Lis dumnie — ja nie służę nikomu, tylko własnéj sprawie, gubić się naszéj ziemi nie damy, i ja i drudzy co są ze mną.
— A wieluż was jest? — zawołano z ciżby — policzcie się?
Mikołaj obejrzawszy się, w istocie mógł się przekonać, że był tak jak sam jeden, bo choć Stach niedaleko gardłował téż za Kaźmierzem, i temu wytykano, że księciu i Biskupowi służy. Stach zrywał się gniewnie, ale napróżno. Mała garstka tych co Kaźmierza bronili, pod strachem daleko znaczniejszego tłumu tych co rozgrzani przeciw niemu wołali — coraz się uszczuplała. Zamiast nawracać, przemawiania Mikołaja i Stacha, jątrzyły i do wybuchów pobudzały.
Przychodziło do tego, że się już na prawdę