Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 155.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   151   —

— Myślicie że bezemnie i bez nas uczynić to możecie? — gwałtownie począł Gedko. — Wybyście sami nie mogli bez nas — nic! nic! Mylicie się zuchwali a krnąbrni, nie wy, ale my Biskupi, najwyższą władzą Biskupa Rzymskiego panujemy światu, my zrzucamy i sadziemy!
Skóra, na którego towarzysze patrzali przelękli, co na to rzecze, zamruczał tylko.
— Probowali my z Biskupami, poprobujemy bez nich. Nasza natura taka, miłościwy ojcze, pozwól kurze na grzędzie, polezie ci wszędzie. Tak nas Bóg stworzył.
Nieprzystojny ten żart, który Gedkę do gniewu pobudził, ziemian stojących za Skórą, rozśmieszył, co poważnego Biskupa bardziéj jeszcze rozjątrzyło. Widział że poszanowania dlań nie miano.
Groźno podniósł głos i palce do góry.
— Strzeżcie się zuchwali, abyście nie ściągnęli piorunów na siebie, i nie zostali wyłączeni z kościoła, strzeżcie się!
Skóra stał, jakby go to nic nie obeszło.
— Tu o żaden kościół nie idzie, — odparł — my Biskupa w kościele słuchamy i słuchać będziemy, dziesięciny dajemy, w ręce całujemy, ale tu sprawa inna. Tu o ziemię naszą idzie, a my sobie kołków na głowach ciosać nie damy. — Nie!
Gromada ośmielona znowu, poczęła potakiwać