Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 150.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   146   —

wianom — jeżeli Kaźmierz się uprze swoją wolę mieć, my téż ją mieć będziemy. Razem z wami wyżeniemy go, a młodego Leszka weźmiecie do Krakowa, ten zrobi co zechcemy.
— Do panów Biskupów! — krzyczano.
Krakowianom się to dosyć podobało, żeby bodaj nowego pana szukać, a okazać co to ziemianie mogą.
— My z wami! — poczęli krzyczeć. — Do Biskupów!
Wrzawa się już nie lada wzięła w podwórcu. Stach, który od wczora chodził niespokojny, postrzegł że nie żartem się zanosi na zawieruchę. Puścił się jako swój do swoich, żeby zbadać jak rzeczy stały.
Zamek prawie opustoszał. Nierozjeżdżali się ziemianie, ale w nich wrzało — jedni stawali na gościńcu drudzy po łąkach, inni jechali do Tumu. Zamęt coraz był większy.
Od Mieszka się zaczęło, a teraz już dla Kaźmierza groźnem się stało.
Okrzykiwano go wczoraj, teraz zabierano się kląć, iskry tylko było potrzeba aby ziemian, utratą praw zadraśniętych, do reszty zburzyć. Stach, lepiéj znający niektórych z Krakowian, probował wstrzymywać i upamiętywać. Ale — gdzie tam! Sprawa była wspólna, umysły się zapalały, ani już było mówić z niemi.
Jedni biegli do Gedki, drudzy do Arcybisku-