Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 148.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



VI.

Nazajutrz rano poznać już było nie można owéj zgodnéj wczora ziemian gromady. Jak stado owiec gdy wilk w nie wpadnie, wszystko się rozpierzchło i popłoszyło.
Wyglądało rozbito i groźno. Tu i owdzie na całe gardła pokrzykiwano, wrzawa i rozdrażnienie coraz rosły. Na pojedynczym człowieku cale inaczéj każde słowo i wieść skutkuje. Powoli je myśl przyjmuje a serce się niem rozgrzewa; w gromadzie, gdzie ten i ów podżega, żywiéj do góry wszystko się niesie i bucha. To co by hamować miało, w otwartém polu, z tłumu rychléj wywoła przekorę. Niechże ludzie słowu przyklasną, albo mu się rozśmieją, jakby je wiatr popędził leci i w czuprynach siada.
Jeden drugiego radby prześcignął, powie kto