Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 142.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   138   —

was oszczędzić trudu i zachodu, zatém pozwólcie nam z Arcybiskupem probować. Puściemy wieść o tém że Mieszek ma na Poznań powrócić. Zobaczemy co rzeką.
Zadumany trochę frasobliwie, Kaźmierz przystał na to.
— Dajcie mi to zgotować powoli! — powtórzył Gedko i wyszedł.
Zadumany głęboko książę pozostał sam z sobą.
— Nie jestem już panem! — powtarzał w duchu — nie mogę nic bez biskupów i ziemian! Jestli to lepiéj czy gorzéj?
Miłość pokoju i sprawiedliwości pocieszała go że tak być lepiéj musiało, a dla sumienia bezpieczniéj. Ale pamięć zarazem przywodziła dawne czasy, dziadów i ojców, które inne były... Naówczas oni jedni rozkazywali, i potęgę mieli wielką!
— Alem ja w duszy méj spokojny! — dodał pocieszając się.
Zdawszy na Gedkę staranie Kaźmierz dnia tego, nikomu więcéj się myśli swéj nie zwierzał. Czas upłynął na rozmowach i popisach rycerskich. Ziemianie, z których wielu mieli prośby i żałoby, wszyscy jeszcze w Łęczycy pozostali.
Miał téż Kaźmierz chorego Leszka, którego kochał jak własne dziecię i z nim się jak z dziecięciem zabawiał. Starania około niego potrzeba było, bo słabe chłopię znieść nie mogło tego żywota, jaki wówczas wszyscy wiedli. Oprócz