Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 141.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   137   —

— Mieszek szczerym nie jest. Chce Poznania aby z rycerstwem jego na Kraków potém uderzyć[1]
— Ojcze! — przerwał Kaźmierz — nie posądzajmy go!
I to mówiąc w ramię pocałował Biskupa.
— To moje pragnienie jedyne. Niech się ono ziści! zgody i pokoju chcę!!
Biskup widząc jak gorąco się ujmował, zamilkł.
— Zwołamy ziemian poznańskich, dziś czy jutro — rzekł — już to dziś w obyczaj poszło, że bez woli ich, pana im narzucać się nie godzi.
Książę się zdumiał i cofnął.
— Tak jest — odparł Gedko. — Dziedzictwo to czy nie, po ojcu czy po bracie, ziemianie rozstrzygają kto im miły i kogo słuchać mają. Arcybiskup téż Zbisław ma prawo wypowiedzieć zdanie swoje.
— A ja? — przerwał Kaźmierz — cóż ja?
— Miłościwy książę — odezwał się Biskup. — Wy ze wszystkich macie powagę największą, ale z ziemiany naszemi, którzy są dosyć samowolni a burzliwi, siłą coś chcieć dokonać — trudno. Zamiast zgody i pokoju mieć będziecie swar i rozruch.
— Ale oni powinni przystać na to! — przerwał książę.

— Niewiem — rzekł Gedko. — Pragnę dla

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki kończącej zdanie.