Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 140.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   136   —

znańskiego chętnie, bo widzę to sprawiedliwém, a sprawiedliwym chcę być.
Bolko, który się widać niespodziewał z taką łatwością uzyskać tego z czém przyszedł, gotując się błagać i przekonywać — niemiał już więcéj co mówić. Stał niedowierzający, niespokojny.
Kaźmierz dostrzegłszy tego, odezwał się jeszcze.
— Dzień to zaprawdę szczęśliwy dla mnie, gdy i duszne życzenie moje ziszcza i robi mi nadzieję że w bratu druha odzyszczę.
Bolko do ramienia mu się pochylił, uściskali się — szedł do drzwi.
Tak się rozstali, a Kaźmierz przywoławszy zaraz komornika, kazał mu zbudzić się rano, u Arcybiskupa i Gedki zamawiając ranną rozmowę.
Jak dzień wszystko się na zamku poruszać zaczęło. Biskupi i prałaci, niektórzy w Tumie, inni w kościele Łęczyckim za miastem, drudzy na zamku w kaplicy msze odprawiali. Kaźmierz jednéj z nich wysłuchawszy, pragnął co prędzéj z Gedką się rozmówić, gdy właśnie go oznajmiono. — Weszli do komory osobnéj.
— Bóg mi pobłogosławił — począł Kaźmierz i wczorajsze poselstwo Bolkowe Biskupowi opowiedział żywo.
Biskup słuchał bardzo uważny ale zasępiając się. Pierwszém słowem jego było.