Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 138.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   134   —

myśli, ani go żąda — ciągnął Bolko. — Wiek już i siły jego nie potemu aby ciężar ten chciał brać na ramiona i z ziemiany burzliwemi, z duchownemi, samowolnemi miał walczyć! Rad jest że wy rządzicie, gdy lepiéj niż on umiecie im królować. Życzy wam szczęścia!
Tu Bolko twarz nastroił taką, jakby w to szczęście trudno mu uwierzyć było; a potém dodał.
— Bogdajbyście byli szczęśliwsi od niego u panów ziemian.. Złamali oni przysięgę ojcu mojemu, jemu — wzięli was, a dziś już i na was szemrzą. Któż wié co będzie? Nie ręczyć i za to że gdy wy się im naprzykrzycie, zechcą albo do Mieszka powracać, lub jeszcze innego wybierać.
— A! Bóg z niemi! — odrzekł Kaźmierz spokojnie — powrócę do Sandomirza!!
Bolko popatrzał nań zdumiony tą obojętnością.
— Dla was, — począł znowu — bezpieczniéj byłoby i spokojniéj, pojednać się z Mieszkiem i mieć go przyjacielem niż wrogiem.
— Ja tego pragnę, jak Bóg Bogiem! — zawołał Kaźmierz — choćby największym kosztem.
Bolko niby wątpiąc o szczerości tego wyznania, popatrzał nań, a Kaźmierz powtórzył.
— Wierzaj mi, pragnę tego. Czegoż chce Mieszek?
— Nic więcéj nad to co mu się święcie i spra-