Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 137.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   133   —

— Czyimże? — spytał książę.
Bolko spojrzał badając i znowu się wahał.
— Nie gniewajcie się tylko na mnie żem przyjął pośrednictwo od niemiłego wam może...
— Mów, od kogo, proszę i co mi niesiesz..
Bolko czoło pocierał.
— Do serca waszego braterskiego, z prośbą, z pokorą Mieszek przychodzi! — rzekł wreście cicho.
Patrzał w oczy jaki skutek uczyni to słowo, Kaźmierz się wesoło uśmiechnął.
— Miłe mi jest owszem poselstwo wasze — rzekł — bo nic dla mnie pożądańszém być nie może, nadto bym Mieszkowi los jego osłodził.
— Mieszek jest bardzo nieszczęśliwy — mówił poseł ośmielając się. — Panem był, dziś jest bezdomnym wygnańcem. Nie o niego jednego idzie, ale o trzech téż synów młodszych. Co oni poczną? gdzie pójdą? jaki los ich czeka? Mieszek starzeje, wiek go uciska, a gorzéj troska o dzieci. Przypomnijcie sobie że przynimeście się wychowywali, że on niegdyś był wam bratem najlepszym, że gdyście ani kawałka ziemi nie mieli, po Henryku Sandomirz wam oddał.
— Pomnę to — odparł Kaźmierz — ale jakem mu księstwa nie wziął z woli własnéj, tak mu go zwrócić nie mogę mimo woli tych co mi je dali.
— Mieszek téż o oddaniu mu Krakowa nie