Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 136.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   132   —

wprasza, natychmiast go puścić kazał, idąc przeciw niemu z otwartemi rękoma.
Bolko, któregośmy przy wjeździe widzieli, pięknéj i dzielnéj postawy mężczyzna, rycerz odważny, nie miał wcale łagodnéj natury Kaźmierza, ani dobrotliwości piastowskiéj. Ostro mu patrzały oczy, twarz z ustami nieco nabrzękłemi, nieco rozlana, okazywała człeka co życia rad był na wsze strony używać wiele i nie szczędzić. Nie zbywało licu na wyrazie pewnéj przebiegłości prostaczéj i dumie źle pokrytéj, a pokrywać się usiłującéj. Kipiało w nim zawsze niewygasające wspomnienie praw, których ojciec jego był pozbawionym, choć Kaźmierz uczynił wszystko co mógł, aby pamięć krzywdy nie przez siebie wyrządzonéj zatrzéć.
Wiedział on że osadzeni na Szlązku książęta serca do niego wielkiego nie mieli. Tém więcéj téż pozyskać ich pragnął. Z uśmiechem witać go począł. Bolko szedł jakby zakłopotany i niepewny siebie, skłonił się nieco, obejrzał do koła, a że stali nieopodal drzwi, skinął wiodąc ku oknu.
Wszystko to zagadkowém było i tajemniczém.
Kaźmierz poszedł za nim ciekawy ale spokojny, bo dnia tego radość wszystko mu osładzała.
— Z prośbą ja do was przychodzę — rzekł wahając się Bolko — za złe mi jéj nie bierzcie. Posłem jestem.