Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 132.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   128   —

zbrojach i rycerskich pasach, a daléj ziemianie w szubach, w jedwabiach, sukniach szytych i bramowanych złotem — widok był jakiego ta ziemia dawno nie oglądała, majestatyczny, uroczysty, wielki.
Ci co szemrali wczoraj teraz umilkli przerażeni przed posłannikami Bożemi, którzy mieli prawo wiązać i rozwiązywać. Nie śmiał już nikt pomyśleć inaczéj niż ci ojcowie duchowni, przy których była mądrość Boża, słowo Chrystusowe, błogosławieństwo i klątwa, to jest życie i śmierć.
Kaźmierz, który najczęściéj skromnie się odziewał, na ten dzień niemal po królewsku wystąpił, przybrany w najpiękniejszą zbroję ze złotem, w pas kamieniami barwnemi dzierzgany, w czapkę książęcą o złotych obręczach, w płaszcz z purpury. I pięknym był jak nigdy, a lice jego szczęściem wielkiém i łaskawością promieniało.
Gdy się ukazał w tym majestacie okrzyknęli go wszyscy, — serca chwytał samém obliczem swém. Zdało się starcom że cień Krzywousta, odmłodzony i wypiękniony w niebiesiech, zjawił się przed niemi.
Wśród ciszy wielkiéj, wstał sędziwy Zbisław, i po modlitwie prawo uchwalone głosić zaczął:
— „Ktokolwiek kmieciom zboże lub mienie gwałtem czy w jakikolwiek sposób zabierze lub zabrać każe — niech będzie wyklęty!
Wszyscy biskupi powtórzyli za nim.