Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 130.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   126   —

nie szedł ten zwyczaj dawny, a książęta, dwory ich i posłańcy jeździli kosztem tych, których chaty i pola znajdowały się przy drodze. Często sobie wybierano gościńce, gdzie się lepiéj pożywić było można, wielu się od posługi ciężkiéj okupiać musiało. Wygodném to było. Teraz i książę dla siebie wyrzekał się téj grabieży i ziemianie pod klątwą musieli jéj zaniechać.
Tylko czasu wojny gdy szły posły z wiciami a o obronę kraju chodziło, prawo stare do życia wracało.
Ziemianie stękali i sarkali.
— Teraz — mówił jeden ze Sreniawów — człek będzie musiał za sobą tabor prowadzić, owsy, obroki, chleby, siano.. bo kmieć albo sprzedać nie zechce, albo jak za ojca zaprosi. Niech się pan potém nie dziwi że służba iść musi durno a wolno.
— Kmiecia przez to licho nie brało, — dodał Lis — że przewód dał i karmił, przecie oni i tak głowy dobrze podnoszą, słuchać już niechcą, a co będzie daléj gdy w pierze więcéj porosną?
— Wszystkiemu winni księża Biskupi — mówili inni. — Im o własną skórę chodziło, aby gdy który z duchownych zemrze, niemógł się sąsiad z bezpańskiego mienia pożywić. Inni plebani po staremu dzieci mają siła, a już im teraz dziedziczyć probostw nie dopuszczają, więc by choć