Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 126.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   122   —

kniejszym, majestatyczniejszym nie widzieli druhowie jego; uśmiech ust, pogoda, nie zchodziła z czoła.
Jechali razem z Gedką, który równie wspaniale jak książę występował; Kaźmierz mu wszędzie pierwszy krok dawał, posłuszeństwo swe i podległość kościołowi chcąc przez to okazać. Dla Biskupa, któremu ani wiek ani powaga nie dozwalały zbyt śpiesznie podróży odbywać, musiał i książę zwalniać biegu.
Często pół dnia ciągnął ten pochód jak procesya kościelna ze śpiewami pobożnemi, które kapelani rozpoczynali, a wszyscy im wtórowali z odkrytemi jadąc głowami. W żadnéj z osad po drodze wszystkich ludzi pomieścić nie było podobna, rozbijano więc obozy, rozpalano ognie, namiot książęcy rozpościerano, a nazajutrz rano najczęściéj Biskup sam przy ołtarzu z darni pod gołem niebem mszę świętą odprawiał.
Zbliżyli się nareście ku Bzurze, ogromnym błotom i łąkom szerokim, które Łęczycki zameczek na kępie pobudowany otaczały. Z dala już widać tu było wszystkie suchsze łęgi zajęte obozami, gościńce mrowiące się ludem niepoliczonym.
Dla księcia mieszkanie zgotowane było na zamku drewnianym, dla Biskupa Gedki wraz ze Zbisławem gnieźnieńskim arcybiskupem i przedniejszemi duchownemi przy starym Tumie o ćwierć mili od Łęczycy, także wśród nizin i błot stoją-