Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 119.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   115   —

ustępować nie chciała. Musiał więc Wichfried dla osłonięcia jej, mianować się mężem, a że naówczas śluby kościelne powszechnemi jeszcze nie były, dość było nazwiska, aby bliżéj nikt nie wglądał.
Nazajutrz po wypadku, którego utaić nie było podobna, wieść o nim, choć sługom milczeć kazano, rozeszła się po mieście. Jagna się téż dowiedziała o niéj, a Stach z zamku przyszedł drżący gniewem i oburzeniem.
Można sobie wystawić rozpacz jego, gdy to, co miało być ratunkiem, stało się większém niebezpieczeństwem. Dorota na zamku, pod bokiem, obok księżnéj; Dorota, którą wszyscy znali, choć jako żona Wichfrieda, była groźbą dla przyszłości. Pobiegł natychmiast Stach do Biskupa żale rozwodząc, a ten wysłuchawszy powieści, strwożył się również. Więcéj jednak Wichfrieda niż księcia obwiniał.
Tegoż dnia Gedko na zamek się udał. Zbliżał się zapowiedziany już zjazd ów w Łęczycy, dokąd duchowieństwo i ziemianie zebrać się mieli dla ogłoszenia praw nowych. Radzono ciągle, przyszło i teraz do rozpraw poważnych.
Biskup znalazł zręczność Wichfrieda wziąć na stronę i gwałtownie napadł na niego, iż zgorszenia i niesławy jest narzędziem, zagrażając mu karą kościelną. Nawykł był do poszanowania téj władzy, jaką dzierżył i niewątpił, że niemiec się