Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 117.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   113   —

Jednego wieczora Wichfried księcia zawiózł do dworu Doroty, tam jak zwykle zasiedzieli się późno w noc przy kielichach i śpiewach.
Okiennice wszystkie były pozamykane, wrota podwórca zaparte; zapomniano o spóźnionéj porze, wdowa zabawiała księcia żywemi opowiadaniami przygód miłosnych, gdy nagle hałas i łomot do koła słyszeć się dały. Pod oknami ludzie biegali śpiesznie, porywano za okiennice, czeladź domowa krzyczała gwałtu. Służba stojąca w przedsieni, wparta do izby, biegła szukając oszczepów do obrony. Jacyś ludzie napadli na dwór.
Książę z Wichfriedem do mieczów się porwali. Sami będąc, ulękli się najścia, niewiedząc jeszcze z kim do czynienia mieli. Wichfriedowi na myśl przyszedł Mieszek; jako mężny rycerz, sobą zasłaniając księcia, stanął w jego obronie.
Wtém Dobrogost z Sędziwojem, zbrojni do izby wtargnęli, a ujrzawszy Kaźmierza, stanęli osłupieni.
Ludziom, którzy się cisnęli za niemi, znak dali, aby nie szli daléj.
Strwożona Dorota padła na kolana, chwyciła za suknię księcia, błagając go o ratunek.
Kaźmierz Wichfrieda usunąwszy, wystąpił sam, wyrzucając braciom nieposłuszeństwo i zdradę.
Zręczny niemiec wystąpił z tém, że książe zawczasu zawiadomiony o zamiarze najścia na dwór, umyślnie się tu znalazł, by nie dopuścić