Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 114.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   110   —

a niektórzy im przyklaskiwali, zdumiewając się, iż w pogańskim narodzie tak piękne mogły być zakony, Chmara głową potrząsał i śmiał się. Spytał go książę, coby mu się w tém śmieszném zdawało.
— Widzi mi się — odparł Chmara — jakom człek prosty, iż poczciwiec ów Ligurius człowieka żywego mało znał, a dla drewnianych chyba kukieł prawo pisał. Nie dosyć bowiem równo podzielić mienie, trzebaby wszystkim dać jedną miarę głodu i pragnienia. Widzimy codzień, że jeden więcéj zapracuje niż drugi i jeden spożywa obficiéj, inny oszczędniéj. Rodzi się silnym niektóry, słabym inny — równości między ludźmi być nie może.
I to mi się śmieszném zda, że swych ziemian znając, pojechał umierać na Kretę, fortelem ich podszedłszy, za co mu ci jeszcze lepszém oddali, popioły przywożąc, by u jednego stołu chudem jadłem się nie żywić.
— Mnie zaś to tylko nie do serca — dodał książę, iż panującemu odebrał najdroższe jego prawo wymierzania sprawiedliwości, zdając ją na urzędników...
Takiemi rozprawy najwięcéj się Kaźmierz zabawiać lubił, w czém mu dogadzano, zawsze coś nowego przynosząc do stołu. — Czasami jednak ludzi zabrakło, brała księcia tęsknica jakaś wielka