Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 109.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   105   —

że im ujmie swobody względem prostego ludu i kmieci.
Gedko mu o tém napomknął, że ziemianie stękali.
— Mogą li żądać — odparł Kaźmierz — abym ja im więcéj dał swobody niż sobie? Te prawa dawne, pogańskie które im odejmuję, odbieram też samemu sobie; moi służebni i ja ich się téż zrzec muszę.
Więcéj jeszcze czynię, bo wziąwszy po ojcach moich władzę książęcą wielką, dla nich się w części i jéj zrzekam, przyzywając ich do Rady, czyniąc uczestnikami panowania. Któż tu większą robi ofiarę — ja czy oni?
Tak było w istocie. Biskup odeprzéć tego nie mógł, ale ziemian starał się zwolna przygotowywać, aby się nie zrazili i z niechęcią ku nowemu panu a narzekaniami nie wybuchnęli.
Wieczorami u Biskupa schodzili się albo na zamku duchowni, rozprawiając jako królestwo to mogło być jak najlepiéj urządzone i postanowione.
Kaźmierz najgoręcéj się tym zajmował. Młody Wincenty (Kadłubek) ulubieniec jego, przynosił z sobą zaczerpnięte z ksiąg starych przykłady, czytano i rozbierano — a książe się coraz bardziéj zagrzewał do tego aby po sobie państwu pamięć zostawić dobrą i każdego człowieka