Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 107.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   103   —

inni téż, zastraszeni zapowiedzią surowych zakonów, trochę się od Kaźmierza odwracali, a na stronę wygnanego Mieszka przechylali.
Mieszek z żelazną swą wolą odzyskania co utracił, nie pozbył się nadziei odzyskania Krakowa. Na pozór nie zgrabny, ciężki, gburowatością i gwałtami tylko straszny Kietlicz, okazywał się teraz w ręku pana cale nowym człowiekiem.
Małomówny, skąpy w słowa doborne, nie znużony był i nie odpoczął na chwilę. Na zamku Raciborskim gdy się pokazał to na krótko, pomruczał coś z księciem, konie zmienił, często i ludzi, nie pytając noc czy słota, ruszał znowu w świat.
Dokąd? niewiedział nikt, po co? tego się tylko domyślać było można. Wcisnąć się umiał wszędzie gdzie mu było potrzeba. Za młodu wychowany między niemcami, znał doskonale język ich i obyczaje, był u nich jak w domu. Nic go nie kosztowało dobiedz i do Magdeburga i do Akwisgranu i do Kolonii, po małych dworach książęcych się włóczyć, do drzwi zamkniętych stukać, obiecywać i durzyć.
Sam rodem z Łużyc, z czechami, na Pomorzu, mógł się z serbska rozmówić, bo naówczas języki słowian wszystkie jeszcze do siebie bardzo były podobne i różniły się więcéj wymową niż słowy. Z prusakami jako tako téż ich językiem się po-