Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 100.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   96   —

w tém niema. Znajdziesz u mnie dach i wszystko co ci trzeba, służbę i dostatek, i moją smutną twarz, na którą patrzéć nie miło. A no, nie potrzebujesz się nią truć, mnie aby jakakolwiek opieka.
Stach nie sprzeciwiał się w niczém, zdała mu się chorą i biedną, z którą obchodzić się musiał jak z dzieckiem. Po chwili kazała przynieść jadło i napój, zastawić stół dla niego, a sama poczęła usługiwać mu. Stach siąść musiał i pożywać. Gdy misy zabrano siedli na ławie znowu.
— Ty jesteś przy księciu? u skarbca? nieprawda? — odezwała się[1] — Widujesz pana, co się z nim dzieje?
— Mało ja go widzę — odparł Stach — chyba zdala, ale słyszę o nim i wiem jak jest.
— Ojciec go kochał — dodała rumieniąc się trochę — ja także dobrze mu życzę[2] — Mów, co tam z nim?
Stach począł opowiadanie o Kaźmierzu, jako się troszczył swém panowaniem, nowe zakony chciał wprowadzać, ludziom ulżyć, sprawiedliwość mieć wszędzie; mówił o zabiegach Mieszka, o Ottonie, o biskupiéj nad księciem straży, miłości ludzi dla niego i t. p.

Słuchała Jagna w milczeniu, spytała o żonę i dziecię? jak był dla niéj i z niemi? Nie taił Stach tego o czém wiedzieli wszyscy, że żonę

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki kończącej zdanie.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki kończącej zdanie.